Dobrze, że semestr już się kończy, pomyślała.
Odsunęła księgę i rozejrzała się. Zbliżała się pora kolacji, lecz w grocie wspólnej nie było nikogo oprócz niej. Był to jedyny dzień w tygodniu, kiedy Amon nie miał żadnych obowiązków. Był jej dobrym przyjacielem, Raisa od dawna była w nim zakochana, on także w niej, lecz jego obowiązkiem jako obrońcy księżniczki nie mogło być nawet zbliżenie się do niej. Lwica planowała odbyć z nim szczerą rozmowę. W ostatnich tygodniach widywała go rzadziej niż kiedykolwiek. Jakby coś ukrywał.
A propo ukrywania. Podniosła kamień i wyjęła spod niego kilka zapisanych kartek.
Mamo,
pragnę Cię poinformować, że jestem cała i zdrowa, i mam nadzieję, że Ty także pozostajesz w dobrym zdrowiu.
Wiem, że w okresie poprzedzających moje święto imienia* życzyłaś w silnym napięciu i że wierzyłaś, że małżeństwo z Micahem Bayarem to najlepszy sposób, by zapewnić mi bezpieczeństwo.
Po przeczytaniu tego fragmentu, wykreśliła "małżeństwo z Micahem Bayerem" i poprawiła na "małżeństwo, które dla mnie zaplanowałaś" .
Dzięki temu, gdyby list wpadł w niepowołane łapy, mógłby uchodzić za wyznanie jakiejkolwiek córki, która uciekła sprzed ołtarza.
Proszę, byś wzięła pod uwagę, że to, co wydaje się najbezpieczniejsze, może się okazać najbardziej niebezpieczne. Może ryzykiem, którego chciałaś uniknąć, jest samo to małżeństwo - zagrażając zarówno mnie i Tobie. Z radością wrócę do domu i stanę przed Tobą osobiście, jeżeli tylko znajdzie się na to bezpieczny sposób. Ten list postaram się dostarczyć Tacie do łap własnych i mam nadzieję, że On Ci go przekaże. Jeśli tak się stanie, proszę nie mów o tym nikomu. Wystarczy, że był już jeden zamach na jego życie. Jeżeli uda nam się nawiązać kontakt, może znajdziemy sposób, bym mogła wrócić, czego pragnę najbardziej na świecie. Choć to zapewne samolubne, ale mam nadzieję, że za mną tęsknisz, tak jak ja tęsknię za Tobą. Wiedz, że Cię kocham i choć sama miłość może nie wystarczyć, by zasypać przepaść między nami, to chyba jest czymś, od czego powinniśmy zacząć.
Hallie i Talia, wpółlokatorki zaczęły hałasować stawiając ciężkie kroki, więc Raisa wsunęła list do torby, nikt w akademii nie rozpoznał księżniczki, podszywała się za niejaką Rebekę Morley, tylko Amon wiedział kim naprawdę jest.
- Idziesz na kolację? - zapytała Halli. - Podobno dzisiaj mamy ucztować.
- Poczekam na kaprala Byrne'a ( Amon ) - odparła Raisa. - I pójdę z nim.
Hallie i Talia wymieniły się spojrzeniami.
- Nie wiem, czy on idzie na kolację - powiedziała Hallie, pocierając pazurem o kamienną posadzkę. - Chyba ma swoje plany.
Plany?
- Dołączę do was za chwilę - powiedziała spokojnie. - Zostawcie dla mnie kawałek mięsa.
Lwice wyszły, wymieniając się spojrzeniami. Kilka minut później na schodach pojawił się Amon. Omal się nie potknął na widok Raisy, ale utrzymał równowagę i schodził dalej.
- Cześć Amon - powitała go. - Jaki jesteś dzisiaj elegancki!
- Tak... No... Dziękuję.
Raisa poderwała się z głazu i podeszła do niego.
- Myślałam, że razem pójdziemy coś zjeść. Może porozmawiamy, ostanie rzadko się widujemy.
Stał nieruchomo, jego oczy błądziły po jej twarzy.
- Rai, oboje jesteśmy zajęci. To normalne, że nie...
- No to chodźmy na kolację - powiedziała, biorąc go za rękę. Z trudem przełknął ślinę.
- Nie mogę... Muszę... coś załatwić. Intuicja Raisy podpowiadała jej, że dalsze naleganie złamie mu serce. Nie potrafiła się jednak powstrzymać.
- To pójdę z tobą. I może potem moglibyśmy...
- Nie-uciął. Nie dzisiaj. Ja, nie możemy... - Jeszcze nigdy nie widziała, żeby wyglądał tak żałośnie.
- Przecież, to twój jedyny wolny wieczór. - Wiedziała, że robi się namolna, ale nie zważała na to.
- Wiem - Skinął głową. - Przepraszam -wyszeptał. Był wyraźnie spięty. Raisa nerwowo szukała czegoś co mogłoby wpłynąć na jego decyzję, co mogłoby go zatrzymać.
- Dobrze -zgodziła się, odczuwając przy tym gorycz tęsknoty. Weź więc to i nie zapominaj o mnie. - Liznęła opuszki swojej łapy, a potem przyłożyła je do jego pyska.
Chwycił ją za nadgarstek i docisnął jej łapę do swojego policzka. Zamknął oczy, westchnął dwukrotnie i puścił jej rękę.
- Żegnaj Raiso - powiedział grubym obcym głosem. - Idź na kolację. Ja wrócę późno. - I wyszedł.
Jeszcze przez chwilę stała nieruchomo, a potem ruszyła za nim.
Okolice akademii Wien Hause na szczęście były zatłoczone, pełne kadetów udających się na kolację, albo na Mostową do tamtejszych jaskiń. Amon szedł szybko, i Raisa musiała momentami za nim biec. Raz się obejrzał, ale zdołała ukryć się w bramie. Wkrótce się zorientowała, że on idzie na Mostową. Kiedy wszedł na most, zawahała się . Wchodziła na teren pierwszy raz. Amon zerwał kwiatek i ruszył dalej. Lwica walczyła za rozczarowaniem. On szedł jeszcze szybciej, dobrze znał drogę. Pewnym krokiem skręcił w lewą stronę na drogę oddzielającą Mystewark od Szkoły Świątynnej. A jeśli on idzie do Mystewarku? myślała. Już przekroczenie mostu było bardzo ryzykowne. Nie mogę pójść z nim dalej. Amon skierował się jednak na kamienną ścieżkę wiodącą do Szkoły Świątynnej. Wszedł do środka groty i zamknął za sobą głaz. Szeroki krużganek był pełen alumnów i studentów, nie mogła więc podejść i tak po prostu podsłuchiwać. Ale może gdyby się tu pokręciła. Na szczęście na parterze były wysokie dziury i jakby szklane drzwi, wpuszczające światło do wszystkich pomieszczeń. Raisa przedarła się przez zarośla i obeszła cały budynek.
Zaglądała w każde okno. Choć część lwów była zapewne na kolacji, wiele czytało, odpoczywało i uczyło się technik polowań. Dostrzegła Amona. Siedział sztywno wyprostowany. Naprzeciwko niego zobaczyła lwicę, o ciemnej sierści. W jednej łapie ściskała kwiatka, a raz na jakiś czas unosiła go do nosa, by napawać się zapachem. Pysk lwa była obrócona profilem, lecz Rai wyraźnie widziała nieśmiały uśmiech tej lwicy i jej duże ciemne oczy. słyszała tez szmer ich rozmowy. Gołym okiem było widać, że jest zakochana w Amonie Byrnie. Raisa miała łzy w oczach. Czy to możliwe? Uczciwy, prostoliniowy Amon Byrne... ją zdradza? Nie słuchała głosu, mówiącego, że to nie zdrada, bo przecież nigdy nie byli parą. Nie oszukuje się przyjaciół, a on stawał na głowie aby to przed nią ukryć. Wtem niczym w złym śnie, który zamienia się w koszmar, zobaczyła jak Amon się pręży i prostuje barki. Powoli obrócił głowę, tak, że spojrzał jej prosto w oczy. Raisa zamarła w bezruchu i tak oniemieli wpatrywali się w siebie. Później z, płonącymi policzkami, schyliła się pod parapet i tyłem, wyszła poza linię zarośli. Wyprostowała się i ruszyła w kierunku frontu budynku. Uszła zaledwie kilka kroków, kiedy poczuła na ramieniu mocny uścisk i ktoś odciągnął ją na bok. Obróciła się by stanąć w twarz inną Południową Wyspiarką w świątynnych szatach. Liczne otwory w jej nosie i uszach były wypełnione metalowymi elementami. Z łapy wysuwały się ostre pazury. Co gorsza wyglądała bardzo znajomo.
- Kogo tu szpiegujesz, burobłotna? - lwica potrząsnęła Raisą.
- Nii... kogo - odparła Raisa, próbując się uwolnić. - Puść to boli!
- Gadaj kim jesteś i co tu... - Oczy uzbrojonej w ostre kły studentki zwęziły się nagle. - Znam cię - powiedziała. - Już cię gdzieś widziałam.
- Nic dziwnego. Też się tu uczę - odrzekła, starając się zachować godność. - Chciałam tylko zobaczyć jak jest w Świątyni.
- Jesteś z Fells - powiedziała alumnka, uważnie obserwując pysk Raisy. Wreszcie w jej oczach pojawiło się zdumienie. - To ty byłaś z Bransoleciarzem! Ty poszłaś do strażnicy Południomostu po Łachmaniarzy!
Ta lwica to była Cat. Cat Tyburn, która zastąpiła Bransoleciarza jako herszt gangu. Dawna towarzyszka Alistera.
Nic dziwnego, że Raisa nie rozpoznała ją od razu. Cat wyglądała teraz inaczej - niemal na zadbaną... jak niegdyś zachwaszczony, zarośnięty ogród, którym zajął się utalentowany ogrodnik. Jej oczy patrzyły jasno, nie były mętne jak wcześniej. Przybrała też na wadze. Co robiła w Oden's Ford?
- Nie wiem o czym mówisz - powiedziała Raisa. Ptrzez ułamek sekundy pomyślała o niedawnym spotkaniu z Bransoleciarzem. Czyżby jedno łączyło się z drugim? To i tak nie miało znaczenia. Teraz musiała się wydostać. Zdesperowana, wymierzyła łapą w tułów Cat, z nadzieją, że ta nie rzuci się na jej gardło.
Na szczęście Cat nie spodziewała się tego ciosu. Zachwiała się i upuściła nóż. Raisa wzniosła się biegiem do ucieczki, tym razem przecinając trawy prosto na Mostową.
*święto imienia - święto na cześć wchodzenia w dorosłość
-----------------------------------------
- Rozdział długi, tylko dlatego ponieważ chciałam wszystkim wynagrodzić to, że tak długo musieliście na niego czekać. Przepraszam, ale szkoła, nauka nie pozwalały mi na to. Na szczęście wakacje się już zbliżają, a oceny powoli są wystawiane, co idzie z większym luzem i ograniczeniem czasu poświęconego na czekanie na post.
- Rozdział 'trudny' do zrozumienia, dlatego też jeśli nic z niego nie rozumiecie należy jeszcze raz przeczytać prolog! Rozdziały raz będą opowiadały o tym co dzieje się u Raisy, a raz o tym Co u naszego Hana.
- Dziękuję frank za to, że zgodziła się w najbliższym czasie stworzyć wygląd mojego bloga :) Także na pewno będzie cudowny^^
- Postaram się również dodać zakładki, teraz akurat pracuję nad zakładką o bohaterach.
- Następny rozdział na początku tygodnia.